Autor: PaKi
Oceniała: Amnesia
Pierwsze wrażenie: 12/20
Zaiste,
Internety to najwspanialszy wynalazek ludzkości! Zagłębiając się w jego odmęty,
możemy odkryć wiele bardzo ciekawych, przyjemnych i interesujących opowiadań –
istnych perełek pośród morza małż. Niestety, tutaj złowroga ostryga dorwała się
do głosu i nie jest zadowolona z tej pracy.
Jak na mięczaka przystało, ma się do czego przyczepić. Zaczynając od góry, bo tam najwięcej światła dociera, mój wzrok skierował się na belkę. Dobra belka jest jak butelka piwa – zacnie ma przyciągać chętkę do zawartości wewnątrz. Pierwszy atut beleczki pt. „Sekret, który niszczy” jest taki, że to nasz wspaniały, ojczysty język godny uwielbienia i psychofanatycznego kultu. I… chyba na tym kończą się atuty. Tytuł sam w sobie mówi tyle, że tajemnice zrobią ci krzywdę. Albo mi się wydaje, albo ktoś tu naoglądał się za dużo Pretty Little Liars, mam rację? No, ale dobra, pomijając to umoralniające preludium zapożyczone zapewne od Ojca Dyrektora, czas przejść do pierwszego luku na efryfink…
Nic mi się nie włączyło samo z siebie, bo (niestety albo i stety) nie miało co się włączyć. Rzadkość w tutejszym świecie opanowanym przez rozhisteryzowane małolaty wzdychające do wypchanych gatek farbowanego blondasa.
Może to i dobrze, taki powiew świeżego powietrza? Skoro i tak słucham własnej playlisty przy czytaniu, jakoś ten brak dodatkowych środków przekazu w postaci muzyki nie ubódł mnie tak bardzo, żebym musiała obcinać dodatkowe punkty. Przewijam stronę w dół, podziwiając wspaniałe odcienie brązu królujące na blogu i nagle widzę to! Dobry Boże, czemu, ach, czemu musisz mnie tak karać?! Powiedz mi, czy uważasz swoich czytelników za krety lub masz nad wyraz przerośnięte ego, że na samej górze bocznego paska znajduje się kosmicznie wielki gadżet „O mnie”?! Rozumiem, że uważasz się za ciekawą i superexclusive osóbkę, czego nie mogę wywnioskować po angielskim tekście piosenki pod narcystycznym zaznaczeniem swojego terytorium (całe szczęście, że ludzie odeszli od sikania, aby zaznaczyć swoją władzę i autorytet), ale to już jest, krótko mówiąc, przesada.
Jednak postanowiłaś nie oszczędzać moich nerwów (i przy okazji języka… nieeeee, tu nie miałam na myśli niczego amoralnego i zbereźnego), bo zaraz pod wyżej wymienionym gadżecikiem pojawił się napis „Panem” i za cholerę nie mogę zrozumieć po co? Pokusiłam się nawet, żeby wujek Google (lub jak twierdzi Repesco – Wojtek Google) pomógł mi zrozumieć otaczającą mnie rzeczywistość – ale zawiódł. Poprosiłam więc Google Translate, aby łaskawie wykonało dla mnie ten iście szatański zabieg i odszukało znaczenie tego słowa. Myślałam, że to może w jakimś innym języku znaczy „Cześć”, „Witaj”, „Jestę-gimbusę-i-nie-potrafię-pisać”, a tu nic. Transator robił, co mógł, szukał w każdym możliwym języku, jednak ów zadanie przerosło go, a „Panem” pozostało kolejną mroczną i nieodkrytą zagadką naszych czasów. Wierzę, że od dzisiaj zamiast potwora z Loch Ness, będziemy nagminnie poszukiwać znaczenia słowa „Panem”.
Jak już pierwszy szok minął, to obczaiłam sobie pozostałe dwa dodatki. Widzisz, kolejnym negatywem tak olbrzymich nagłówków gadżetów jest to, że nie mieszczą się w jednej linii tak jak w „Obserwatorach”, co nie wygląda jak artystyczny nieład na moich włosach po porannej pobudce, a niestety jak nieschludne i nieestetyczne COŚ. Sama nie wiem, jak mogłabym to nazwać inaczej niż po prostu SYF.
Niżej jeszcze znalazła się statystyka i oczywiście, bo jakżeby inaczej, musiałaś sprawić, że moja wewnętrzna zołza zawyła z radości. Nie można wstawić normalnych, czarnych cyferek, ponieważ to byłoby za banalne, za mało słit i sooooł kjut, toteż trzeba było walnąć tam jakieś dziwne esy-floresy we wszelkich możliwych barwach tęczy, jakie wpadły ci w łapki.
„Ach, jo!” powiedział Krecik i zdechł…
Razem z Kranem lubimy sobie pomacać wszelkie możliwe przyciski na blogu, więc teraz czas na blogową mammografię (tych, co nie wiedzą, co to jest, odsyłam do cioci Wikipedii).
1. Spis treści – odsyła ładnie, zgrabnie do poszczególnych rozdziałów, a jedynie nie mam bladego pojęcia, po co ci zdjęcie Lucy Hale?
2. Bohaterowie – wszystko gra i gitara, ale pierwsze zdjęcie nie chce się tak fajnie uwypuklać! Popraw swoją magię, a będzie git majonez.
3. Spam/Linki – znajdziemy tam wszelkiej maści butony i spamiki, jednak jest jeden mały szkopuł – jak już dajesz butony, to podlinkuj je tak, by po kliknięciu odsyłały na odpowiednią stronę. I znowu pojawiło się nic niewnoszące zdjęcie Lucy.
4. O blogu – tutaj znalazły się podstawowe informacje na temat autora, tytułu, daty rozpoczęcia oraz opis. Niestety, moje odczucie jest takie, że ów opis bloga nie zachęca do jego dalszej eksploracji. Radzę nad tym popracować, ponieważ brzmi jak tania wycieczka do Sosnowca…
Grafika: 16/20
Lecę sobie
dalej, przenosząc swoje łakome krwi oczka na coś, co zapewne powinnam równie
emocjonująco i ekspresywnie opisać, jak moje pierwsze wrażenie – czyli nagłówek.
I się nie zawiedliście! Me serce zabiło szybciej, a w majt… ehem… pod powiekami
zrobiło się wilgotniej. A wszystko to przez oszołamiające, zniewalające i
namiętne spojrzenie Lucy Hale. I te wpółotwarte usta jak u rybci! Ach…
normalnie się rozpływam. Sam seksssssssss…
Widzę tu
uderzające podobieństwo, a wy?
Pozostawmy
jednak ten temat na inną okazję. Po lewej stronie nagłówka widnieje zegar – to
jakieś przypomnienie, żeby iść zrobić siku? Bo jak na razie nie widzę połączenia
z tematyką bloga, natomiast prawą stronę zajmuje otwarte okno, w sam raz
zachęcające, by się z niego rzucić.
Równie warta uwagi jest kolorystyka bloga. Dominują brązy, z kapką złota – wszystko to trzyma się ładnie kupy, skoro już
jesteśmy przy tematyce brązów i skojarzeń z nimi związanych. Tekst nie ciągnie
się w nieskończoność, bo ustawiłaś jednego posta na głównej i prawidłowo.
Dodatkowego plusa masz u mnie za czarny tekst, bo w końcu moje oczy trochę
odpoczęły.
Fabuła/Akcja: 13/20
Mój sadyzm
albo i masochizm (skłaniam się ku drugiej opcji), jednak tu się nie kończy. Nie
wiem, co powinnam pisać o fabule lub akcji zaledwie po dwóch rozdziałach,
natomiast wiem, czego robić nie powinnam – pławić się w zachwytach i wychwalać
cię pod niebiosa. Jeśli tak myślałaś, to popełniłaś błąd!
Z prologu
dowiadujemy się, że bohaterka miała jakąś mroczną przeszłość. Została oszukana,
wykorzystana… Bla, bla, bla… Szczerze mówiąc, nie lubię takich prologów, które
dzieją się po skończonej akcji i stanowią tak jakby podsumowanie. O wiele
bardziej wolałabym dowiadywać się tego wszystkiego w trakcie czytania. Mogę to
przyrównać do tego, jakbyś powiedziała, że masz pysznego cukierka, następnie go
zjadła, a mi wręczyła papierek – tak się nie robi… No i jeszcze ten fragment:
„Zapoznajcie
się z moją historią, lecz nie oceniajcie mnie po moim zachowaniu, jakie
prezentowałam parę lat temu.”
To wstęp do
ckliwego melodramatu z tonącym DiCaprio czy kolejny odcinek Mody na Sukces?
Po prostu –
NIE!
Rozdział
pierwszy zaprezentował się sześcioma linijkami frazesów, z których nawet mój
sześcioletni kuzyn zdaje sobie sprawę. Marzenia, pieniądze, słowa, uczucia,
pocałunki i tajemnice – przecież to wiadomo, co powinno się z nimi robić, a
czego nie, mam rację? Przecież pocałunków nie będziesz sprzedawać, marzeń
ukrywać, a tajemnic rozpowiadać na prawo i lewo. Przechodząc dalej, widzę
kolejne nic niewnoszące do fabuły wybiegnięcie w przyszłość. No, ale nie
załamuję się jeszcze… Zrobię to dopiero przy języku i stylu.
W dalszej
części poznajemy główną bohaterkę, która przejawia skłonności paranoidalne,
skoro uważa, że portrety ją obserwują i szepczą między sobą; poznajemy również
przyjaciół Izz – Maxa i Marlene, no i tego, do którego moje serce powinno
wzdychać, a jak na razie tylko odwraca się dupą, czyli Charles’a. Masz plusa
jedynie za to, że Isabelle nie zakochała się w nim od razu, jakby dostała
strzałą Amora w pośladki. Co do samej postaci Charles’a – nie potrafisz
wprowadzać nowych postaci. Nie dawkujesz informacji – walisz ni z gruchy, ni z
pietruchy jak karabin maszynowy wszystkim, co wpadło ci w łapki. Jak dla mnie
to fabularny nokaut – a jestem dopiero na trzeciej stronie.
Przechodzę
do rozdziału drugiego, składając swe rączki do modlitwy i w duchu wysyłam
prośbę o oszczędzenie mojego serca i umysłu przed dzisiejszą erą gimbazowych
opowiadań. Zbieram wszystkie moje siły i wysyłam swe błaganie do wszelkich
istot ponadnaturalnych, Fatum, Losu, Przeznaczenia, Ptasiego Mleczka od Wedla.
Okey, widzę cytat Haliny Poświatowskiej – może być, ale zaraz poniżej znowu
zwątpiłam w ludzkość.
„Błyszczy,
zachęca.” – powiedz mi, czy ty masz trzy latka, trzy i pół, głową sięgasz ponad
stół czy co, bo, kurde, zaczynam naprawdę tracić wiarę w odnalezienie normalnych
ludków…
Dobra, laska ląduje w szpitalu i przychodzi do niej
zacna pani dyrektor, to jeszcze mogę zrozumieć, ale moja kobieca intuicja
podpowiada mi, że z niej jest niezły su…, ehem… wredny babsztyl. I moja
intuicja jak zwykle nie zawiodła mnie. Ten cały fragment o chorobie śmierdzi mi
jak z wysypiska śmieci na Szadółkach. Normalnie zalatuje zgniłą rybą i roczną
kanapką…
Myszkuję
sobie dalej, niezrażenie penetrując dalsze losy (ciosy) bohaterki. Krok z
biblioteką uważam za mądre posunięcie, ale już krok z gazetą to czysta parodia.
Jeśli ta choroba jest tajemnicą, to dlaczego w bibliotece – miejscu dostępnym
dla wszystkich – znalazła się ta gazetka?
Mam tutaj jeszcze parę zarzutów, ale podobno miałam
się streszczać, więc…
Język/Styl: 3/20
I w końcu
nastała ta chwila, gdy bez jakichkolwiek przeszkód mogę je***ć się w mordkę i
wykonać to, co zapowiedziałam wyżej… Jak mówiłam, tak zrobiłam – załamałam się
doszczętnie.
Primo. Nie
masz akapitów w tekście, a przy każdej nowej „myśli” winien znaleźć się akapit,
tak jak i przy dialogach jego obecność jest obowiązkowa.
Duo.
Mieszasz czasy jak przestarzały mikser z Flinstonów. Jedno zdanie w
teraźniejszym, jedno zdanie w przeszłym, jedno zdanie w przyszłym i tak non
stop. Przecież od tego idzie zgłupieć! Dodatkowo dochodzą do tego zmiany czasu
odgrywania akcji – czyli mamy kongo, burdel, syf, kiłę i mogiłę. Krótko mówiąc
– barachło.
Tertio. Żeby
tego było mało, postanowiłaś z tym barachłem zrobić jeszcze więcej miszmaszu,
wprowadzając tak zawiłe i niezrozumiałe zdania, że chyba z Chińczykiem byłoby
szybciej się zrozumieć. Istny Meksyk…
Wybaczcie, ale to dla mnie za wiele. Pozostawię resztę
tego bajzlu bez komentarza.
Pomysłowość/Oryginalność: 17/20
Pomysł
miałaś naprawdę interesujący. Mnie, jako osobie, która gustuje w tego typu
opowiadaniach, narobiłaś takiej chętki, że teraz mam ochotę cię udusić. Bo co
mi po pomyśle, skoro wykonanie nie tylko kuleje, ale aż jeździ na wózku
inwalidzkim? Tajemnicza akademia skrywająca przed uczniami prawdę o świecie
zewnętrznym; dzieciaki podzielone według astrów – ilości i poziomie talentów;
oraz same talenty, które, oprócz wychowanków akademii, posiadają tylko roboty –
naprawdę mógłby być z tego kawał wybitnego opowiadania, niemal porównywalnego
do serii „Wybrani” C.J. Daugherty czy „Deklaracji” Gemmy Malley. Słowo klucz:
mógłby.
Ortografia: 4/10
Jesteście
zdolni i zasługujecie na bajkę, a tylko u nas ja (ją) znajdziecie
– wpajała nam Amanda Star
Gdy się uśmiecha, promienie słońca
odbijają się od jego śnieżno białych (śnieżnobiałych)
zębów, co oślepia jego rozmówczynię (za dużo kreskówek się naoglądałaś,
wystarczyłoby samo „białych”).
[…] przyjaciółką, blond włosą (blondwłosą) smukłą istotą o cudownych niebieskich oczach.
– Masz siedemnaście lat, tak? Późno do nas
dołączyłeś, raczej (zwykle lepiej brzmi) nowymi są tylko sześcio-, siedmiolatkowie.
– Amelka, posłuchaj mnie, (s)karbie.
Tutaj (powtórzenie)
nie zwracało się na to uwagę (zwracało się uwagi lub zwracano uwagę).
mówię nie składnie (nieskładnie) (przecinek) starając się poukładać w głowie wszystkie
fakty.
wyrzucam z siebie na jednym tchu,
zaciskając powiekami (powieki) […]
Obserwuje (Obserwuję)
swoje odbicie w oknie. Na dworze pada deszcz, a moje (mój) obraz jest zamazany i nierówny,
szybę pokrywają krople deszczu.
[…]podobno na tą (tę) chorobę umierali […]
Przy regale z jakimiś gazetami zatrzymuje (zatrzymuję)
się na chwilę. Pod stosem jakiś (jakichś) kolorowych pisemek
leży czarno-biała gazeta.
Czemu jesteśmy traktowani jak własność,
która(którą) trzyma
się w sejfie, bo jest za cenna, (bez przecinka) albo
właściciel zbyt skąpy (znak zapytania).
[…]tam, gdzie wreszcie poczuje (poczuję) się wolna.
Mam sen (przecinek) w którym leże (leżę) blada i nieruchoma na
łóżku. (Czyżby drugi Gray?)
Nie żyje(żyję)… (#Adamisded)
Rankiem ubieram się w jasno niebieską
(jasnoniebieską) koszule
dżinsową, (dżinsową
koszulę) turkusowe
rurki i trampki.
Spogląda na
mnie z zaniepokojeniem, co chwilę nerwowo przejeżdża(jąc) ręką po włosach.
Nie uważasz, że (za)
dziwne, ze (że) pojawił
się tak nagle (przecinek) wręcz z nikąd (O Matulu… moje oczy płakusiają! Znikąd!)?
Bredził o
jakiś (jakichś) rodzicach,
bracie, potem zmieniał i się plątał.
Do tego plótł o jakiś (jakichś) cecha(ch),których inni nie mają.
Siedzi na ławeczce, stojącej pod brzozą, a
obok nie(j) o pień drzewa opiera się Charles.
Nie wiem, w co Wierzyc (wierzyć), co (jest/stanowi) prawdą, a co kłamstwem.
Interpunkcja: 1/10
Tu tego było
po prostu za dużo… Pokażę tylko parę przykładów.
– Okej, ale Izz (przecinek) nie zapędzasz się? Masz zamiar wyjawiać mu
wszystkie swoje sekrety? Tylko, (bez przecinka) dlatego, że potrzebujesz paru informacji (znak zapytania).
Nie mamy czasem razem drugiej
lekcji (znak zapytania).
Gorzko– (bez spacji i użyj łącznika, a nie półpauzy) słodki smak udręki i strachu siedzi mi na języku.
Nie żyje (żyję)… (nowy
akapit) Budzę się z krzykiem.
Gdy kładę się do łóżka (przecinek) mam mętlik w głowie.
Nagłówek artykułu głosi. (nie kropka, a dwukropek i w cudzysłowie
zapisuje się takie wstawki) Mutacje genowe! Jak walczyć z czymś, co
zanika!
Odkryła świat, o którym, (bez przecinka) my tylko marzymy.
Objął cały dział podręczników szkolnych, (kropka i nowe zdanie rozpocznij) co teraz zrobi biedna pani Ashton. – (bez kropki) śmieję się (przecinek) dźgając
go palcem między żebra.
– Wiem, (lepiej
użyj kropki) jak mnie stąd wypuszczą,
musimy iść do biblioteki – mówię i uśmiecham się lekko (przecinek) widząc ich
zdziwione miny.
Pełne pogardy spojrzenie, (bez przecinka) było tutaj na porządku
dziennym.
Inne błędy: 1/10
Płyniesz
równo… wprost na samo dno, bo z taką ilością błędów nie wypłyniesz na
powierzchnię… Dodatkowo, pomijając błędy logiczne, składniowe i wszelkiej innej
maści, po prostu robisz tyle powtórzeń, że tekst w Wordzie stał się cały
kolorowy jak tęcza.
Spoglądałam na średniego wzrostu szatynkę
o szafirowych oczach kryjących w
sobie wiele obłudy i egoizmu (nie zrozumiałam tego zdania w ogóle!).
Włosy ściągnięte w ciasny kok oraz usta
maźnięte mocną czerwienią (usta mogą być maźnięte szminką w kolorze
intensywnej czerwieni).
Obydwoje są uśmiechnięci od uch do ucha. (Uśmiechają się od ucha do ucha)
Gdy
dostaje pozwolenie na opuszczenie skrzydła lekarskiego. (Yyyy co? Chyba coś zjadłaś)Gdy
idę korytarzem (przecinek) czuję na sobie wzrok innych.
Swoje kroki kieruje ku bibliotece (nie kieruje się kroków. ‘Kieruję się ku
bibliotece’ wystarczy samo w sobie)
Co jest dość paradoksalne,
biorąc pod uwagę, że podobno na tą(tę) chorobę umierali (Boże! Co?!
‘że ta choroba podobno jest śmiertelna’).
Zwykła i niepozorna, jednak coś każe mi ją
wziąć ze sobą (co ci każe ją wziąć? Zgredek czy Gollum?).
My teoretycznie też nie, jednak od
dziesięciu lat nie opuściłam akademii, jest to męczące i
wpędza w lekkie zacofanie (co męczy i wpędza w
lekkie zacofanie. Czemu, ach, czemu tak bardzo boisz się zdań wynikowych?!).
jednak czy jest
to cena za wolność.(po
prostu ‘cena wolności’ plus znak zapytania na końcu)
Zaznacza, że każda cecha (jaka cecha? Cech może być wiele, więc się określ) zauważona u dziecka, którą posiadają w
dzisiejszych czasach tylko roboty, należy niezwłocznie udać się do lekarza (i znowu nie zrozumiałam sensu tego zdania.
‘Zaznacza, że z każdą cechą zauważoną u dziecka – którą posiadają w
dzisiejszych czasach tylko roboty – należy niezwłocznie udać się do lekarza). Owo dziecko może być zagrożeniem, jednak można to leczyć, jeśli wykryje się to w odpowiednim stadium. (to i to, i to – co, ja się grzecznie pytam?! Ni cholery nie
wiem, o co ci chodzi)
Zapalam światło i siadam na parapecie (to ona śpi na parapecie? Brak spójności
oraz ciągu liniowego i czasowego).
To było przerażające, tak jakby jakiś znak. (Apokalipsy
chyba… dobrze, że przynajmniej żabami nie pizgało)
słodki smak udręki i strachu siedzi mi na
języku (udręka i strach mają smak? Ciekawe…).
Do
tego naszyjnik z(e)
złotym serduszkiem i kluczykiem do niego (do czego? Do serduszka? Po prostu
naszyjnik ze złotym serduszkiem i kluczykiem) […]
szepcze, bo obok nas siada dziewczyna o
rok od nas młodsza (za długo, po prostu ‘siada dziewczyna z
młodszego rocznika), Elizabeth.
Podsumowanie:
„Kiedy
tajemnice przysłaniają życie” miało być moją kolejną piąteczką, bo tematyka
zaciekawiła mnie, niestety, wyszło jak wyszło. Niemniej, pomijając spore
niedociągnięcia, jeśli popracujesz nad stroną techniczną, z miłą chęcią powrócę
do tego bloga i przeczytam dalsze rozdziały. Uważam, że warto kontynuować tę
historię, szczególnie że dopiero zaczynasz. Popracuj nad nią, określ się, w
jakim czasie chcesz pisać, a będzie dobrze.
Razem punktów: 67/130
Ocena: Dopuszczający (52%)
Czytając twoją ocenę walę głową w blat biurka. Skąd ty takie teksty bierzesz?:P Zdjęcie z " Wat" wymiata XD
OdpowiedzUsuńDziękuję choć po ostatnich trollowniczych próbach zagarnięcia naszych zabawek nie jestem pewna już czy to pozytywny komentarz czy negatywny. Niemnej, dziękuję.
UsuńPozdrawiam, Amnesia
P.S. Zachęcam do zgłaszania się do oceny xD
Pozytywny stanowczo, już sie zgłosiłam hehe do cieknącego kranu ;-)
OdpowiedzUsuń